wtorek, 17 lutego 2009

XI (Narkotyk)

Jak incydent, który znasz,

jak ta bitwa, która trwa,

jak próżnia, w której tkwisz,

wchodzę w żyły Twe,

do umysłu trafić chcę,

by do końca stłamsić Cię.




Pragniesz łaski, szczęścia, ulotności?

Zapraszam, jednak musisz wiedzieć o tym, że

tu nie będzie litości.

Koniec sztucznej moralności.

Zażywasz, świętujesz, jesteś panem losu swego.

Myślisz – „nie dzieje się nic złego…”

Triumfujące myśli Twe,

zero nienawiści.

Możliwe, że życzenie Twe

dziś się znowu z iści.




Zażywając mnie, pomagasz mi.

Bryluje między krwinkami

jak narciarz między słupkami,

zabrudzam ciało Twe.

Niszczę, pustoszeje

wnętrzności Twe.




Siła Twoja trwa tych kilka chwil.

Jednak to złudzenie jest,

troszkę później już nie masz sił.

Ból

czujesz ogromny.

Lęk

odczuwasz zły.




Ocknąwszy się,

czujesz się jak okrętu wrak

w głębi duszy mówisz sobie tak – „nigdy więcej już…”

Czegoś Ci wciąż jednak brak.




Rozpoczynasz swe poszukiwania,

znowu szukasz, szlochasz, łapiesz wszystko co się da.

Myślisz, kręcisz, kombinujesz,

dalej wciąż polujesz!




Po chwili wracasz w objęcia me,

wybierając szpony me, składasz myśli swe.

Twa dusza ciągle czuje brak,

Wciąż chciałbyś tylko crack.




Ponownie wędruje w ciele Twym,

pukam do umysłu bram.

Otwierasz je, sam wpuszczasz mnie.

Trzeba Ci wiedzieć, iż na długo rozgoszczę się.




Strzał za strzałem, kreska za kreską.

Gnijesz już w środku, wciąż jesteś w proszku,

gdy zepsujesz całkiem się, odejdę wnet.

Jesteś

tak pusty i ślepy jak ten kret.




Samozagładę sam sobie stworzyłeś.

W momencie gdy mnie zaprosiłeś,

już byłeś martwy,

zimny, blady jak ten trup.

Pozwól, że zdrapię z Twej blizny strup.

Odejdą Twe smutki, miną cierpienia.

Pozwól zapleść węzeł ten mój przyjacielu.




Siedzisz na krześle, przegrany cały.

Nie masz ucieczki, drogi wyjścia stąd.

Nie bawią Cię już te banały.

Jesteś naznaczony, jest to niczym trąd.




Nie masz przecież wyjścia,

alienacja trwa, głos podpowiada Ci

- „zabij się!”.

Błędne koło zamyka się.

Przy Tobie jestem tylko ja.




Przyjaciel Twój z lekarstwem Twym.

Pamiętaj – wszystko fałszem jest.

Niedługo odejdę stąd, gdyż nawet ja nie wystarczam Ci.




Pozwól przyjacielu mi, wydać wyrok ten,

gdyż jestem sędzią Twym!




Więc zarzuć sznur ten, gruby na kilka cal.

Nie masz więcej sił, straciłeś życia cel.

Ja odchodzę też, nie będę przecież więcej tkwił

w Twym ciele śmierdzącym niczym kał.




Przeciągasz mocno tak, sznur zapętla się

wokół Twojej szyi, tracisz Boski tlen.

Nieprzytomny wisisz tam, próżnia Twoja wchłania Cię.

Wysuszone tak, zwłoki wiszą jak ten strach, co wyglądał z oczu Twych,

gdy zdychałeś niczym pies.

Pogrążyłeś się, ja wygrałem naszą grę.

Pytam zatem ; „who’s the next?”.

Gdyż już tutaj nie ma Cię!!!

Brak komentarzy: